Road to Kona #1 - walka o kwalifikacje

Michał Podsiadłowski i Olga Kowalska będą reprezentować Trinergy Team na legendarnych Mistrzostwach Świata Ironman na Hawajach! Dzisiaj rozpoczynamy kilkuodcinkowe zbliżenie pokazujące ich drogę na Big Island. W części pierwszej walka o kwalifikację - łatwo nie było!

Co było dla Was największym wyzwaniem podczas przygotowań do walki o slota na MŚ Ironman?

IMG_1822Olga: Najtrudniejsze było podniesienie się po kolejnych upadkach. W czasie przygotowań zaliczyłam solidne doły związane z różnymi wypadkami, na które w zasadzie nie miałam żadnego wpływu. Marzyłam o obronie tytułu z Sierakowa z 2014 roku i kwalifikacji podczas IM Frankfurt. Niestety nie było mi dane stanąć na starcie obydwu zawodów. Jednym z większych wyzwań treningowych, również mentalnych, były dla mnie długie jednostki treningowe. Mówimy o objętościach rzędu 5km na pływaniu, 5 godzinach na rowerze czy dwóch godzinach na bieganiu. Największe treningowe wyzwanie to zrobienie po raz pierwszy dwudziestu godzin treningów w 3 dni w ramach HTFU Camp. Przerobienie takiego treningu dało mi dużo pewności siebie i przekonania, że dam radę – kluczowa rzecz, jeśli ktoś chce się ścigać na długim dystansie. Wyjątkowo uciążliwe okazało się dla mnie trenowanie rozwiązań żywieniowych. Na treningach musiałam przećwiczyć opychanie się kanapkami, batonami, żelami. Przy napiętym grafiku i wielu sprawach na głowie była to kolejna rzecz, o którą musiałam zadbać i często była to właśnie „o jedna rzecz za dużo”. Niestety żywienie jest na dystansie IM szalenie istotne, więc nie miałam wyjścia. Cieszy, że wytrenowane rozwiązania mimo upału sprawdziły się w 100% na starcie w IM.

Michał: Czas i logistyka. Przy pracy na pełen etat dwa treningi dziennie 4-5 dni w tygodniu stają wyzwaniem. Szczególnie kiedy te treningi wydłużają się w miarę postępowania przygotowań. 

 Na dystansie Ironman dużą rolę odgrywa psychika. Jakie treningi dały Wam poczucie, że dacie radę?

Olga: Najwięcej pewności siebie dały mi najdłuższe treningi wykonywane samodzielnie. Na najdłuższych treningach kolarskich przejeżdżałam 140-160 kilometrów, wykonywałam też zakładki trwające ponad 5 godzin. Tylko ja i moje myśli. Kolejnym elementem budowania silnej psychiki była umiejętność radzenie sobie z cierpieniem i bólem na mocnych treningach, na których łzy cisnęły się do oczu, zęby zaciskały się automatycznie, a głowa podpowiadała ciału: daj sobie spokój, boli Cię to się zatrzymaj. A ja robiłam swoje i miałam satysfakcję z przekroczenia kolejnej bariery. I jeszcze jedna sprawa: wsparcie męża, który wielokrotnie dawał mi do zrozumienia że jest dumny z mojej postawy było dla mnie kluczowym elementem zbudowania "mocnej głowy".

IMG_1314Michał: Psychika faktycznie jest bardzo ważnym elementem w walce o wysokie pozycje na IM. Pewność siebie wtedy bardzo pomaga, by nie zwalniać, by trzymać moc i tempo mimo że boli. A pokus nie brakuje - na pływaniu gdy tylko zaczyna się czuć zmęczenie pojawia się myśl - zwolnię, przecież jak wyjdę ugotowany z wody to będzie źle. Na rowerze gdy uda zaczynają palić na podjeździe - zwolnię trochę, przecież maraton jeszcze. A podczas biegu to już cały wachlarz wymówek jest w głowie do wyboru. Treningi, które pozwalają walczyć z takimi myślami to dla mnie te najtrudniejsze i najdłuższe, te które bolą i długo bolą. Zakładki po 5-6h z interwałami na dużej mocy a potem z wysoką prędkością biegu - to one jeśli "wyjdą" dodają skrzydeł i pewności siebie. Dodatkowo zmuszenie się do wyjścia na trening o 22 gdy cala rodzina idzie spać a my mamy jeszcze 2h rozbiegania - po takim treningu czuję, że mam "balls of steel" i wszystko jestem w stanie zrobić. 

Co byście poradzili, poza znalezieniem dobrego trenera, zawodnikom celującym w kwalifikację na Hawaje?

Olga: Przygotowanie do IM to czasochłonna „zabawa”, szczególnie ważna jest dobra organizacja i wysoki poziom ogarnięcia się. Trzeba wygospodarować czas i na trening i na regenerację, a przy tym nie zaniedbać rodziny, znajomych i pracy. Nie da się przerobić dużej treningowej roboty bez odpowiedniej ilości snu i zwykłego relaksu. W wielu przypadkach wzięcie kilku pojedynczych dni urlopu w pracy pozwala złapać oddech i wcisnąć w codzienność długą sesję treningową.
 
IMG_0755Michał: 1) Ocenić realne możliwości czasowe i uświadomić rodzinie jak to będzie wyglądać. A nie wygląda wcale kolorowo - tygodnie po 20h treningu, uczucie zmęczenia towarzyszące codziennym obowiązkom - warto o tym pamiętać. Gdy rodzina będzie wiedziała na co się pisze oszczędzimy sobie wielu konfliktów i rozczarowań po obu stronach. Dodatkowo w miarę możliwości trzeba też to zakomunikować w pracy. Ja już w grudniu powiedziałem na rozmowie rocznej, że planuję dwa obozy kondycyjne i jak się uda to w październiku bezpłatny urlop na same zawody. Dzięki temu nie ma nieporozumień i wybaczane jest mi to, że przychodzę czasem o 11, bo musiałem sobie pobiegać lub popluskać się rano.
2) Obóz kondycyjny, ja zaliczyłem dwa - jeden na przełomie lutego i marca a drugi jako majówka. Był to okres niesamowicie intensywnej pracy, która bardzo zaprocentowała. Wyjazd na Fuerteventura dodatkowo był super szkołą jazdy w porywistym wietrze na górskich serpentynach - patrząc na wynik roweru z Barcelony, wart każdej złotówki.
3) Waga - warto popracować nie tylko nad wydolnością, ale też nad tym ile nasze nogi muszą nieść. U mnie sprawdził się catering dietetyczny z dostawą do domu - oszczędza czas, poprawia regeneracje i wcale nie kosztuje aż tak dużych pieniędzy - modyfikacje roweru są wbrew pozorom dużo droższe.

Jaki patent na pogodzenie przygotowań z życiem rodzinnym możecie polecić?

IMG_0245Olga: Dla mnie trening do IM był naprawdę wymagający i wymagał od Tomka sporo zaangażowania. Przydało się jasne określenie horyzontu czasowego projektu pt. "robię IM, walczę o slota". Z góry założyliśmy, że po tym okresie, niezależnie czy wyjdzie czy nie, do swoich przygotowań będę podchodzić inaczej i w naszym wspólnym życiu będzie więcej miejsca na nietriathlonowe tematy. Swoim zawodnikom polecam próby włączenia rodziny w przygotowania, niech też poczują się częścią tego sportu. Warto zabrać bliskich na zawody, pokazać radość na mecie, podziękować. Łatwiej wtedy przyjdzie pogodzenie się z tym, że w weekend spędzamy kilka godzin dziennie na treningu. 

Zrzut ekranu 2016-08-17 o 13Michał: 1) Trenażer - nie ukrywam mojej miłości do niego :). Dzięki niemu nie mam pokusy leżenia przed TV, bo naoglądam się dość podczas treningów. Dodatkowo, na trenażerze droga zawsze jest prosta, oświetlona a pogoda jest piękna. Czasem tylko pora jest późna.
2) Treningi po nocy i/lub wcześnie rano - dzięki temu jest czas pobyć trochę z rodziną, odprowadzić latorośl do szkoły/przedszkola i porozmawiać czasem z żoną. Ważne jest, żeby kalkulować ile zajmie trening i ile potrzeba nam na zaśnięcie po wykonaniu go.
3) Treningi typu commute run - rowerem do pracy i "z buta" do domu lub nawet całość biegiem. Zamiast 2x 30min w samochodzie mam 2x1h biegu i godzinę ekstra.
4) Dyscyplina - choć u mnie bywa z tym różnie, czasem zasiedzę się na fejsbuku albo innym pożeraczu czasu. Czas ma tendencję do przeciekania przez palce, szczególnie jeśli trzymamy w nich smartfona. Należy o tym pamiętać, ale wydaje mi się, że jest to ostatnio wszechobecny problem.
 
Zrzut ekranu 2016-08-17 o 13

Nasi partnerzy